Zwierzaczki
...Zobacz jak daleki dla Ciebie jest świat Przyrody...
FAQ  ::  Szukaj  ::  Użytkownicy  ::  Grupy  ::  Galerie  ::  Rejestracja  ::  Profil  ::  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  ::  Zaloguj


Duchy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwierzaczki Strona Główna » †Straszne Historie†
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bielsza
Administrator



Dołączył: 15 Cze 2006
Posty: 193
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zgłobice

PostWysłany: Wto 16:22, 12 Wrz 2006    Temat postu: Duchy

POLTERGEISTY


Dziwne przypadki u rodziny Maturów zaczęły się 21 czerwca 1985 roku. Wówczas z sufitu i ścian ich mieszkania w Sosnowcu zaczęła płynąć woda. Na początku myślano, że to pęknięta rura, jednak wizyta u sąsiada na górze sprawiła, że odrzucono tę wersję. Wezwano więc hydraulików, którzy też nie znaleźli usterki. Najdziwniejsze jest to, że woda przestawała ciec wieczorami, a zaczynała znowu rano. Następną osobą, którą wezwano, był doktor Z. Cias. Stwierdził on, że woda cieknie tylko w obecności w pokoju 12-letniego Artura Matury. Przeniesiono go więc do łazienki, wynikiem czego było to, że woda przestała ciec. Ciągle nie wiadomo było, co wywołuje płynięcie wody.

Chłopak twierdził, że woda idzie za nim nawet do szkoły. Mówił, że pojawia się wtedy, kiedy nikogo nie ma w pobliżu. Podejrzewano oszustwo, ale dr Cias stwierdził, że chłopiec nie byłby zdolny do przenoszenia takiej ilości wody i wylewania jej. Administracja oskarżyła Maturów o próby wyłudzenia odszkodowania. Zarząd spółdzielni mieszkaniowej wpadł na ciekawy pomysł: sprowadził różdżkarza, który wykrył "podejrzane pole energetyczne". Wszystko wskazywało na to, że Artur był celem tego pola.

Artur przeszedł wiele testow medycznych i niezupełnie medycznych. Aby wykluczyć do końca oszustwo, przywiązano Artura do wersalki i zostawiono go na kilka minut samego w pokoju. Po powrocie obserwatorów, znaleziono chłopaka mokrego z powodu wody cieknącej z sufitu... Gdy Artur osiągnął dojrzałość, woda przestała lać się z dziwnych miejsc w jego obecności. Zamiast tego, w pomieszczeniu, w którym się znajdował, zaczęły latać i roztrzaskiwać się o ściany przedmioty. Opisany powyżej przypadek określany jest w środowisku badaczy zjawisk paranormalnych mianem "nawiedzenia przez poltergeista". Coś takiego najczęściej przytrafia się dzieciom lub nastolatkom i zanika w miarę ich dorastania.

Badacze na całym świecie nie są zgodni do tego, czym są poltergeisty. Według niektórych są to ataki siły z zaświatów, według innych ofiary same są przyczyną dziwnych wydarzeń - chcą zwrócić na siebie uwagę i podświadomie powodują przesuwanie się przedmiotów. Czasami ataki poltergeista okazują się zwykłymi oszustwami albo źle zinterpretowanymi naturalnymi zjawiskami.

Prawdopodobnie przykładem oszustwa jest historia poltergeista z Enfield w Anglii. Dziwne wypadki działy się w obecności dwóch sióstr. W większości z tych wypadkow siostry te mogły "pomóc" duchowi, trudno je jednak podejrtzewać o unoszenie ciężkich kanap...
Przykładem naturalnego zjawiska jest historia kobiety z Wallasey (Anglia). W jej mieszkaniu przy drzwiach kuchennych pojawiały się kałuże wody, znikały przedmioty, a na ścianie pojawiła się dziwna substancja. Jej pojawienie się wg. starszej pani zostało spowodowane dziwnymi światłami widzianymi w tym samym miejscu na ścianie. Okazało się jednak, że kałuże są wynikiem bardzo dużej wilgoci ścian. Przedmioty ktoś z domowników odkładał po prostu w inne miejsca. Substancja na ścianie okazała się zwykłym grzybem, a światła były sygnałami alarmowymi z pobliskiego sklepu.
Podobnym przykładem może być sprawa rodziny budzonej co noc dźwiękami dochodzącymi z zabawkowej gitary. Malcolm Robinson, badacz zjawisk paranormalnych, sprawdził, co dzieje się w mieszkaniu tej rodziny. W nocy sfilmował pusty pokój i gitarę. Nagrał też dźwięki. Później okazało się, że dochodziły one z innej, zepsutej, zabawki.
Zdarzały się oczywiście niewyjaśnione przypadki. Jednym z nich jest sprawa poltergeista, ktory nawiedzał dom w Kilsyth w Szkocji. Matka i syn, mieszkające w tym domu, mieli już wszystkiego serdecznie dość. Badacze postanowili pozbyć się gościa. Przyklejono wszystkie obiekty do podłogi i zamontowano kamery i czujniki ruchu. Zarejestrowano kilka nietypowych zjawisk, np. wrażenie chłodu lub dziwne światła. Jednak po tej interwencji badaczy ataki poltergeista nie powtórzyły się więcej.

Poltergeisty nie muszą zawsze być przekleństwem. Bywają "przyjaciółmi", jak ten z Altrincham w Anglii. Podczas nieobecności właściciela domu, sprzątał go. Znane są inne przykłady pożytecznego ducha. Prawdopodobnie dzięki jednemu z nich, pewien człowiek codziennie odnajdywał w domu antyki, np. stare kule armatnie.

W ekipie zajmującej się przypadkiem z Kilsyth znalazła się kobieta - medium. Wyczuła ona rzekomo obecność dwóch duchów - małego chłopca i starszego mężczyzny. Usiłowała ona przekonać zjawy, aby przeniosły się na "tamten świat". Zabiegi, jak widać, przyniosły skutek... Obecnie usługi podobnych mediów są bardzo często stosowane w przypadkach nawiedzeń przez poltergeisty. Ich delikatne "wypraszanie" ducha pozwala na prowadzenie badań.
Dzięki takim badaniom wiadomo dużo więcej o ofiarach poltergeistów. Dowiedziano się, że większość z nich cierpi na migrenę albo epilepsję. Wysunięto na tej podstawie teorię, że u tych ludzi prawa półkula mózgowa jest bardziej rozwinięta. Może to więc powodować "napady furii parapsychicznej", czyli ataki "myślowe".

Dowody, które pojawiają się w coraz większej liczbie, mówią o powiązaniach nawiedzonych przez poltergeistów z tymi, którzy "widzą duchy" lub doświadczają innych zjawisk paranormalnych. 20% rzekomo porwanych przez UFO miało do czynienia z poltergeistami. Możliwe więc, że wszystkie te zjawiska stanowią razem jedno, któremu jedni ulegają częściej, a inni rzadziej.



NAUKOWE PODEJŚCIE DO DUCHÓW


Pewne wydarzenie bardzo wpłynęło na życie Lindy Simpson. Wieczorem siedziała ona przed telewizorem, gdy nagle usłyszała głos córki. Linda była pewna, że jej córka śpi, więc zdziwiło ją to. Okazało się, że córka Lisa siedzała na schodach i z kimś rozmawiała. Linda nie widziała jednak rozmówcy. Lisa spojrzała na nią i powiedziała: "On tu jest". Linda próbowała przerwać rozmowę, jednak jej zabiegi nie przyniosły skutku. Dopiero po pewnym czasie Lisa pożegnała się z "nim". Po kilku tygodniach zdarzenie powtórzyło się. Wtedy Linda kazała Lisie opisać rozmówcę. Lisa powiedziała, że był to miły, siwy, starszy pan. Pod wpływem pytań Lindy, Lisa powiedziała, że mężczyzna ów nazywa ją "rybeńką". Wtedy Linda przypomniała sobie, że ją też tak kiedyś nazywano. Linda pokazała córce stare zdjęcia i poprosiła, aby wskazała osobę, z którą rozmawiała. Okazało się, że rozmówcą był pradziadek Lisy, który zmarł dwa dni przed pierwszą wizją, a którego dziewczynka nigdy nie widziała.

Powyższa historia wydarzyła się naprawdę w miejscowośi w Anglii. Zjawa nie pozostawiła żadnych śladów, więc wiarygodność relacji można ustalić jedynie na podstawie wypowiedzi świadków. Istnieje jednak wiele przykładów nawiedzeń, w których badaniu można było wykorzystać naukę. Jednym z nich jest sprawa Chingle Hall.

Chingle Hall jest posiadłością w Wielkiej Brytanii, zbudowaną w 1260 roku. W tym budynku w XVII wieku chronili się katoliccy księża. Prawdopodobnie to oni tam się pojawiają.
Od wielu lat pojawiają się informacje, że w domu pojawiają się niebieskie światła oraz że słychać stukanie dochodzące z nisz. Widziano też białe, unoszące się postacie. W 1980 roku przeprowadzono pierwsze próby, mające na celu zbadanie tych zjawisk. Największą "ekspedycję" zorganizowano w 1996 roku, kiedy w budynku przez 4 dni przebywało 16 badaczy. Byli oni wyposażeni w wiele kamer, mikrofonów oraz termometrów (podczas pojawienia się zjaw obserwuje się znaczne spadki temperatury, więc badacze chcieli sprawdzić, czy to tylko doznania świadków, czy rzeczywiste zjawisko). Jedna z sesji okazała się owocna. Badacze poczuli chłód, ale termometry nie wskazały zmian. Wyczuto też silny zapach lawendy oraz nagrano dźwięki przypominające chór dziecięcy. Sfilmowano także słynne niebieskie światła.

Aby zbadać dokładniej przypadki nawiedzeń, w Wielkiej Brytanii stworzono kilka niezależnych organizacji. Najbardziej znanymi spośród nich są:

ASSAP - zajmuje się badaniem ludzi, którzy doświadczyli nawiedzenia. Organizacja ta bada, czy dana osoba miała kiedykolwiek styczność ze zjawiskami paranormalnymi oraz poddaje ją testom mającym na celu wykluczenie przypadku, że osoba zdaje fałszywe relacje w celu uzyskania rozgłosu.
SPR - stara się znaleźć dowody na potwierdzenie autentyczności zjawisk. Wykorzystuje do tego najnowsze zdobycze techniki, włącznie z kamerami na podczerwień i czujnikami ruchu, podłączonymi do komputera.
Jednym z bardziej znanych i dziwnych przyrządów, służących do wykrywania zjaw, jest... wykrywacz zjaw. Został on stworzony przez Terence'a Whitakera, aby zbadać zjawy w Chingle Hall. Urządzenie służy do wykrywania zmian pola elektromagnetycznego w nawiedzonym pomieszczeniu. Wydaje wówczas z siebie dźwięki o zmiennym brzmieniu - zależnie od natężenia pola. Podczas jednej z sesji z wykorzystaniem wykrywacza, wydał on z siebie zmienne sygnały dźwiękowe tuż po tym, jak badacze poczuli chłód. Usłyszano wtedy także trzy wyraźne puknięcia w ścianę.

O zjawisku nawiedzeń wiadomo bardzo niewiele. Nauka stara się jednak znaleźć sposób na ostateczne potwierdzenie albo odrzucenie twierdzenia o prawdziwości duchów. Być może już niedługo będzie można powiedzieć więcej na ten temat.



RUCHOME TRUMNY Z BARBADOS


Sprawę odkryto w sierpniu 1812 roku. Do krypty rodu Chase'ów na Barbados miał być wówczas złożony Tomas Chase. Jego trumna wykonana była z ołowiu i ważyła prawie tonę. Po otwarciu krypty, grupę ludzi obecnych przy pogrzebie ogarnęło przerażenie. Zobaczyli oni, że dwie z trzech trumien leżących już w grobowcu leżą w nieładzie. Pierwsza trumna - należąca do Tomasiny Goddard pochowanej w 1807 roku - stała oparta o ścianę pod dziwnym kątem. Obok leżała do góry dnem mała trumna Mary Chase, zmarłej w wieku 2 lat w 1808 roku. Obie trumny były ołowiane. Jedyną trumną, która nie zmieniła położenia, była drewniana trumna Dorcas Chase, pochowanej w lipcu 1812 roku. Trumny poukładano i złożono obok trumnę Tomasa Chase. Wejście do grobu zasunięto marmurową płytą i zamurowano.

Sprawa przycichła. Wszystko rozpoczęło się na nowo 25 września 1816 roku. Wtedy to odbywał się pogrzeb Samuela Brewstera Amesa, który zmarł w wieku 1 rok i 1 miesiąc. Po otwarciu grobowca ludzie obecni na pogrzebie ponownie ujrzeli trumny rozrzucone po całym grobowcu. Nawet trumna Tomasa (którą wnosiło do grobu 10 mężczyzn) leżała nie tam, gdzie powinna. Tylko trumna Dorcas była na swoim miejscu.

Kolejny raz sprawa ujrzała światło dzienne przy pogrzebie Samuela Brewstera Seniora, ojca chłopca pochowanego wcześniej. Mężczyzna ten został zabity w czasie powstania niewolników w kwietniu 1816 roku. Z powodu walk nie można go było pochować w rodzinnym grobowcu. Jego zwłoki złożono do grobu w St.Philip. Po stłumieniu powstania można było przenieść ciało do rodzinnego grobu. Wówczas sprawa ruchomych trumien była już znana na wyspie, dlatego na pogrzeb przybyło wiele gapiów. Podniesiono wieko grobowca i ujrzano znany już obraz: tumny leżały nie tam, gdzie powinny. Wyjątkiem była - jak zawsze - przegniła już trumna Dorcas. Trumny poukładano i włożono do środka trumnę Samuela Seniora.

Sprawą zainteresował się gubernator Barbados. Uznał on, że trzeba coś zrobić. Dlatego osobiście przybył na pogrzeb Thomasiny Clarke, kolejnej osoby z rodu Chase'ów. Wówczas to na własne oczy zobaczył, że opowieści o rozrzuconych trumnach to nie bajka. Przejął komendę i nakazał asystentom zbadanie ścian i podłogi grobowca w poszukiwaniu tajnych przejść. Nic nie znaleziono. Gubernator rozkazał ustawić trumny w odpowiednich miejscach i rozsypać naokoło nich piasek z plaży. Ewentualni włamywacze zostawiliby ślady na nim, a gdyby winne była wody gruntowe, też byłoby to widoczne. Grobowiec zamknięto i zamurowano, a gubernator i kilku innych ludzi zostawiło na wilgotnym cemencie odciski swoich pieczęci.

18 kwietnia 1820 roku gubernator przebywał na plantacji położonej blisko grobowca. Ponieważ od ostatniego pogrzebu kogoś z rodziny Chase'ów minęło już 9 miesięcy, postanowił on zobaczyć stan grobowca. Wezwał miejscowego pastora, a ten dał pozwolenie na otwarcie grobu. Gubernator, jego przyjaciel i pastor ruszyli na cmentarz. Po drodze grupa została zwiększona o kilku robotników. Dokładnie sprawdzono stan pieczęci - były nienaruszone. Otwarto grób. Trómny znowu były porozrzucane, ale na piasku na podłodze nie było żadnych śladów. Oto, jak opisał wydarzenie jeden z członków ekspedycji: Z zewnątrz grób wyglądał na nietknięty, ani jedno źdźbło, ani jeden kamyk nie został poruszony. Jakiekolwiek oszustwo było wykluczone - ani my, ani żaden z Murzynów nie wiedział, że tego dnia będziemy sprawdzać grobowiec; decyzja o wyprawie na cmentarz zapadła dosłownie przed chwilą... Wiem tylko tyle, że to znowu się stało, widziałem to na własne oczy. Gubernator uznał się za pokonanego i kazał przenieść wszystkie trumny do innego grobowca. Odtąd krypta Chase'ów stoi pusta.

Oto kilka teorii próbujących wyjaśnić, co działo się w grobowcu:

Wszystkiemu winni są rabusie. Teorię tę odrzucono po doświadczeniach gubernatora.
Winę ponosi woda zalewająca grobowiec. Ta teoria została odrzucona również po eksperymentach gubernatora.
Przemieszczenia trumien zostały spowodowane przez wstrząsy podziemne. Ta teoria jest raczej nieprawdopodobna, gdyż wówczas wstrząsy musiałyby być bardzo ograniczone i regularne oraz powinny także dokonać jakichś innych zniszczeń.
Kilka innych teorii jest jeszcze bardziej nieprawdopodobnych. Mówią one między innymi o działalności poltergeistów (choć ta teoria znajduje potwierdzenie w tym, że w grobowcu leżała dwójka małych dzieci - niektórzy twierdzą, że gdy umiera niemowlę, wówczas wydziala się nadwyżka energii psychicznej - oraz w tym, że dwoje pochowanych ludzi miało problemy z osobowością, co mogło spowodować zwiększoną aktywność poltergeista) oraz o wpływie Obcych.

Zagadka trumien z Barbados do dzisiaj zajmuje badaczy zjawisk paranormalnych. Nie sądzę jednak, żeby udało się coś ustalić badając grób. Według mnie, należałoby zbadać trumny i ich zawartość albo zostawić sprawę w spokoju.



Część artykułów z tego działu napisano na podstawie czasopisma Faktor X.





Gdzie szukać duchów?

Gdzie szukać duchów? Wędrując przez różne okolice, poznając różne krajobrazy i różne rodzaje terenu, można wyczulić się na obecność duchów, a może raczej tylko owej energii, która w sprzyjających warunków, natrafiwszy na wrażliwe umysły, może w końcu zamanifestować się pod osobą duchów. Pewne miejsca są duchowo żyzne, a inne duchowo jałowe. Ciekawe, że ta żyzność lub jałowość duchowa jest niemal tym samym, co biologiczna żyzność lub jałowość gleby i całego krajobrazu.

Niemal tym samym - ale jednak nie tym samym. Na pewno fantastyczna żyzność i biologiczne, wilgotno-księżycowe rozbuchanie Bieszczadów łączy się z żyznością duchową tych gór. Tam na pewno ludzie uzdolnieni jako jasnowidze-duchowidze dostrzegliby mrowie bezcielesnych istot. Z drugiej strony jednak przypominam sobie wycieczkę do Biskupina, do tamtejszego skansenu Kultury Łużyckiej. Tamta okolica, mimo swoich jezior i żyznej, pszeniczno-buraczanej brunatnej gleby wydała mi się - o ile mogą ufać tylko swojej intuicji - pusta w duchy. I myślę, że za owo spustoszenie odpowiada zbyt intensywna, zbyt sztuczna gospodarka rolna - rolnicy, którzy przekształcili tamtejszą glebę w nawozowy preparat do sprawnej produkcji. Plantacje i monokultury nie są naturalnym środowiskiem duchów. Tam gdzie na pola wchodzi komosa i pokrzywa - wskaźniki przenawożenia, przeazotowania gleby - stamtąd zapewne duchy musiały się wynieść.

Duchy - tak jak kruki, jeże i zimorodki - lubią pokłady opadłych liści, których nikt nie grabi, lubią stare drzewa, dziuple, torfowiska i starorzecza. Żyją w miejscach, z których człowiek - zwłaszcza człowiek nowoczesny, miejski i telewizyjny nie ma żadnego pożytku.

Tak się więc przypadkiem składa, że ochrona przyrody jest - zarazem, ubocznie - ochroną duchów. Jeżeli gdzieś przetrwają dzisiejsze ciężkie dla siebie czasy, to właśnie w rezerwatach: nad Biebrzą, nad Jeziorem Łebsko - tam, gdzie się chroni wcale nie ich, tylko łosie albo świstaki. Ale może któreś z następnych pokoleń będzie już na tyle świadome, że także duchy weźmie pod ochronę, nie zasłaniając się tym, że chodzi o bioróżnorodność albo zachowanie ekosystemów. (Duchy są czułe na nasze słowa, i słysząc ten paskudny żargon, uciekają.)

Przyrodniczy byt duchów, ich zakorzenienie w krajobrazie i przyrodzie, to tylko jedna strona. Drugą jest ich zakorzenienie w umysłach ludzi. Można by sądzić, że my, ludzie, w istocie nie jesteśmy im do szczęścia potrzebni: wydaje się przecież, że istniały przez miliony lat, przejawiając się w ryku tygrysów i czochraniu się dzikich świń o olchowe pnie, kiedy ich żadne ludzkie oko nie oglądało. Potem jednak ludzie włączyli się w obieg ich energii, czego dowodem zrównanie niemal ducha ze zwierzęciem w pierwotnych kulturach. Tamte czasy, kiedy duch przejawiał się jako zwierzę, odcisnęły się najwyraźniej w naszej głębokiej, genetycznej pamięci, bo tylko tak tłumaczyć można owe roje zwierząt mocy, które pojawiają się nie tylko pod wpływem nadamazońskiej ayahuaski, ale i w podróżach przy bębnie, praktykach bez porównania łagodniejszych.

Lecz jednak duchy, które nie mają do nas dostępu, które nie przejawiają się w naszych umysłach, dla nas nie istnieją. A ponieważ nie ma sposobu sprawdzić, czy duchy istnieją poza przejawianiem się w naszym umyśle, więc kiedy tracimy je z oczu, znikają. Czy wraz z nimi znika problem, czy nie ma czym się odtąd zajmować? Na utracie kontaktu z duchami my tracimy, tracimy bowiem dostęp do potężnego źródła energii... Utrata energii i niemożność jej doładowania, to stanowczo najgorsza rzecz jaka może spotkać kogokolwiek: zarówno jednostkę, jak i społeczność. Więc kontaktu z duchami tracić nie warto... Ale także duchy tracą na zerwaniu świadomego kontaktu z nami. Mamy podstawy przypuszczać, że duchy oderwane od ludzi, duchy osierocone, wygnane jak bezpańskie psy - dziczeją i złośliwieją. Jestem przekonany, że współcześnie, w naszym obecnym świecie, 99% przejawiania się energii duchów przypada na jej przejawianie się złośliwe. Duchy wywołują choroby i szaleństwa. W dawnych społecznościach od tego byli szamani, aby duchy powstrzymywać przed tą dywersją. Dziś bez tej ochrony osamotnione duchy wchodzą na drogę energetycznego wampiryzmu. Wydaje się, że jest to dla nich łatwe, że to taka łatwizna... - podobnie jak tym duchom, które są wywoływane na seansach najłatwiej przychodzi kłamać (zasady etyczne są dla nas, nie dla nich...), zaś poltergajstom tłuc ludziom szklanki po domach.

Są jeszcze szkody poczynione przez ludzi opętanych przez duchy. Dla takiego ducha to zabawa, my płacimy wojnami i przemocą.

Nie wydaje się, że świat duchów, który kiedyś istniał, nagle wynurzy się przed oczami jakiegoś zdolnego jasnowidza w całej okazałości - podobnie jak nie da się w wyniku jakiejś akcji przywrócić dawnych stad żubrów nie mówiąc o mamutach. Jeśli chodzi o duchy, nie należy oczekiwać cudów. Raczej wskazana by była wytrwała praca u podstaw, wytrwała hodowla duchów.

Wojciech Jóźwiak, Milanówek, 31 lipca 2001



Duchy przodków

W głębi jednej z tropikalnych wysp Pacyfiku, w tajemniczej, niemal niedostępnej dolinie, żyją ludzie uważani przez antropologów za ostatnich przedstawicieli, ciągle jeszcze istniejącej w szczątkowej formie, epoki kamiennej. O tym, że ci ludzie istnieją reszta świata dowiedziała się, na skutek przypadkowego odkrycia, dopiero w 1938 roku. Wyspa ta to Nowa Gwinea, druga pod względem wielkości wyspa świata, a ściślej jej zachodnia część należąca do Indonezji, nosząca nazwę Irian Jaya (Irian Zachodni).
Ludzie, o których mowa, zamieszkują tereny wzdłuż rzeki Baliem, płynącej w dolinie, do której dostępu bronią grząskie bagna, pasmo wysokich gór i nieprzebyta tropikalna dżungla. Mimo to docierają tam misjonarze i liczni badacze, zaskoczeni wciąż faktem, że istnieje życie ludzkie na etapie rozwoju, jakiego nie spotyka się już nigdzie indziej na świecie. Docierają tam również najbardziej wytrawni podróżnicy, pragnący na własne oczy zobaczyć tych niezwykłych ludzi i przyjrzeć się ich, jakże prymitywnemu życiu, jakie wiodą w wielkiej zgodzie z naturą, w bardzo małym zakresie korzystając z dobrodziejstw cywilizacji. Do wnętrza wyspy nie prowadzą z miast na wybrzeżu żadne drogi. Można tam dotrzeć jedynie niewielkimi samolotami, a sam interior penetrować już pieszo lub poruszając się rzeką Baliem i jej dopływami. W tym celu wykorzystuje się wydrążone w pniach drzew łodzie-dłubanki.
Wnętrze Irian Jaya pozostało do dziś jednym z najbardziej dzikich i ciągle jeszcze nie do końca zbadanych zakątków świata. Ludzie żyją tu nadal tak, jak ich przodkowie, a wszystkie elementy tego życia, począwszy od dnia urodzin aż do dnia śmierci i ostatniej podróży w zaświaty podporządkowane są rozbudowanemu systemowi wierzeń. A w co wierzą? W duchy tychże przodków, w ich opiekuńczą lub niszczycielską moc, która im nieustannie towarzyszy i wywiera przemożny wpływ na cały ich ziemski byt. Wierzą również w siły natury, którymi, jak są święcie przekonani, również sterują dobre lub złe duchy.
Ludzie ci, według naszych standardów, są nieprawdopodobnie biedni. Tym, czego tak naprawdę chcą się dorobić są prosięta. One stanowią dowód zamożności, a odpowiednia ich liczba sprawia, że życie płynie lżej. Prosiętami mężczyzna musi zapłacić za kobietę, pragnąc ją poślubić. Im więcej posiada prosiąt tym więcej może mieć żon, jedynie ilość zwierząt stanowi tu ograniczenie. Prosięta podarowane kobiecie, stanowią jej zabezpieczenie na wypadek rozwodu lub śmierci męża. Z okazji zaślubin urządza się rytualne świniobicie, podobnie jak z powodu innych ważnych wydarzeń, których w każdej rodzinie nie brakuje np. urodzin dziecka, inicjacji córek lub synów, czy też śmierci kogoś bliskiego. Mężczyzna, który nie posiada prosiąt nie liczy się praktycznie w społeczności plemiennej. Bieda jego i jego rodziny to niezbity dowód na to, że pogniewały się i odwróciły od nich opiekuńcze duchy. Żeby uniknąć podobnej sytuacji wszyscy rozsądni mieszkańcy doliny rzeki Baliem starają się żyć w zgodzie z duchami przodków i dopełniać wszystkich możliwych rytualnych obrzędów, aby pozyskać ich przychylność. Należy do nich między innymi inicjacja młodych ludzi, która przeprowadzona prawidłowo zapewni im szczęście jako kobietom i mężczyznom w ich dorosłym życiu.
Przyjrzyjmy się zatem tym uroczystościom. Inicjacja dziewcząt polega na tym, że krew dziewczyny, która po raz pierwszy ma menstruację oczyszczana jest za pomocą wiązki trawy. Zostanie ona spalona w specjalnie roznieconym w tym celu ognisku, z zachowaniem wszelkich uświęconych zwyczajami plemiennymi zasad. Dym unoszący się znad ogniska zgodnie z kierunkiem wiatru, wskaże wioskę, w której dziewczyna spotka przyszłego męża lub z której strony nadejdzie, aby ją poślubić. Małżeństwo zawarte zgodnie z tymi przesłankami będzie udane, szczęśliwe i zamożne. Po symbolicznym oczyszczeniu, wchodząca w świat kobiet dziewczyna razem z innymi młodymi ludźmi weźmie udział w zabawie polegającej na obrzucaniu się błotem. Chłopcy będą nacierać na dziewczęta, które nie pozostaną im dłużne i odwzajemnią się kontratakami, aby ku uciesze obserwujących dorosłych umazać błotem przeciwników tak, jak to najbardziej możliwe. Potem, po walce pełnej zasadzek, pościgów i gradu błotnych kul, wszyscy obmyją się w czystym, niezmąconym stawie i razem z dorosłymi współplemieńcami przystąpią do rytualnego świniobicia. Jego ważnym elementem, pośród wszystkich innych, które odbywają się zgodnie z niezmienną od niepamiętnych czasów tradycją, będzie to, aby zanieść uszy i ogon zabitego zwierzęcia, jako ofiarę, do domu narad. Takie domy znajdują się w każdej wsi, a przebywają w nich wraz ze starszyzną plemienną, duchy przodków. Dbają one o to, aby we wsi panował dobrobyt, a w tym szczególnym dniu będą proszone o to, żeby dobrze się działo tym, których uroczystość dotyczy. Chłopcy również mają swoje uroczystości inicjacyjne związane z założeniem po raz pierwszy horimu, będącego strażnikiem męskości i przebiciem przegrody nosowej, co umożliwi im noszenie dekoracji z kości zwierząt. Będą je nosić po to, żeby podkreślić swoją urodę albo żeby zapewnić sobie powodzenie w walkach plemiennych przez nadanie twarzy wyrazu niepokonanej męskości. Horim to kawałek wysuszonej tykwy, zatknięty na penisie, podtrzymywany sznurkiem zawiązanym na biodrach. To tradycyjny w tych stronach, praktycznie jedyny strój mężczyzny, Czasem tylko jego uzupełnienie stanowi dekoracja głowy składająca się z ptasich piór i roślin, naszyjników z muszli oraz zwierzęcych i ptasich kości. Kobiety chodzą półnagie, ubrane jedynie w kuse spódniczki. Nieodłącznym elementem kobiecego stroju są sznurkowe siatki, zawieszone na czole i opadające na plecy.
Często oprócz rytualnego świniobicia odbywają się również inne obrzędy, a także wspomniane już walki plemienne. Dziś jednak to tylko pozorowane boje, prowadzone z wyimaginowanymi wrogami, jedynie dla podtrzymania tradycji. Kiedyś ich celem było wyrównanie porachunków plemiennych i uśmiercanie wrogów, aby przekonać duchy walecznych przodków o własnej odwadze. Brali w nich udział również młodzi mężczyźni tuż po inicjacji. Krwawe walki plemienne toczono niegdyś bezustannie. Władze indonezyjskie zakazały jednak ich prowadzenia w 1970 roku. Dopiero wówczas, według oficjalnych źródeł, ustał kanibalizm, nieodłącznie z nimi związany. Raczono się bowiem ciałami zabitych wrogów, a ich moc przechodziła według wierzeń na uczestników biesiady. Do 1970 roku kanibalizm był również częścią plemiennego systemu sprawiedliwości. W ten sposób rozprawiano się ze złodziejami świń, mordercami i porywaczami kobiet. Taki los spotykał też obcych, a więc także misjonarzy i podróżników. Unicestwiano w ten sposób ich nieznaną, budzącą lęk moc. Pierwsi misjonarze i przybysze z zewnętrznego świata zaczęli pojawiać się tu, z narażeniem życia, dopiero na początku lat sześćdziesiątych. Choć wprowadzili metalowe narzędzia, które stopniowo wypierają te wykonane z kamienia, nie udało im się przekonać tutejszych ludzi, że duchy nie istnieją. Mało tego, ci którzy dłużej przebywają w towarzystwie tubylców, w otoczeniu wszechogarniającej i pulsującej przyrody, skłonni są w te duchy uwierzyć.

Autor: Iwona Taida Drózd



NAWIEDZENIA I EGZORCYZMY

Wiemy, że świat duchowy jest przepełniony wieloma istotami o wysokiej i niskiej inteligencji. Istot szlachetnych, pełnych dobroci i miłości, jak i demonicznych, psychopatycznych i bezwzględnych. Tym razem dowiemy się czym są nawiedzenia i egzorcyzmy, czyli metody uwalniania od "duchów nieczystych".

Każdy z nas żyje w ciągłym kontakcie ze światem duchowym, choć to obcowanie ma swoje odmienne oblicza. Jedni mają przeczucia, inni ten kontakt inicjują poprzez marzenia senne, ludzie o chorej, bądź uszkodzonej psychice mogą ten kontakt mieć bardzo bliski, aż za bardzo...

Większość jednakże ludzi żyjących w nowoczesnych cywilizacjach i zindustrializowanych społeczeństwach utraciła możliwość nawiązywania kontaktów ze światem duchów, zmarłych przodków i opiekuńczych duchowych istot, aniołów, naszych przewodników i wspomożycieli.

Kontakty te są możliwe u ludzi posiadających dużą wrażliwość i subtelność duchową, ale i dziać się mogą na skutek pewnych ćwiczeń i praktyk medytacyjnych, które to metody wyostrzają nasze delikatne zmysły na postrzeganie pozazmysłowe (ESP- extra sensory perceptions). Także spirytyzm był bardzo popularną, choć nieco kontrowersyjną metodą kontaktów z "duchami".

Jednakże istnieją ludzie u których kontakt ten lub wpływ istot świata astralnego nie przyniósł nic dobrego. Ludzie o bardzo słabej psychice i niskiej odporności psychicznej, schizofrenicy, narkomani, alkoholicy, także pod wpływem środków halucynogennych i silnych leków psychotropowych mają osłabione naturalne bariery odpornościowe, chroniące przed niepożądanym wpływem świata astralnego. Czasami bariery te osłabia silny stres, depresja, bądź uraz mechaniczny mózgu. Ludzie tacy są bezbronni wobec astralnych intruzów, psychopatycznych i pasożytniczych istot duchowych, które szukają sobie lokalizacji u osób pozbawionych ochrony.

Wszelkiej maści nawiedzające duchy szukają sobie także określonych kanałów, przez które mogą nawiązywać łatwiejszy niż zwykle kontakt ze światem żywych. Takimi miejscami mogą być cmentarze, kościoły, szpitale, obozy masowej zbrodni i zagłady, oraz wszelkie inne miejsca w których ludzie kumulują dużą ilość cierpienia i nieszczęść. Lubią te astralne pasożyty więzienia, jednostki wojskowe, miejsca odosobnienia, podejrzane meliny i miejsca przepełnione agresją i złością.

Wyjątkowo łatwy kontakt mają podczas wywoływania duchów przez nieprzygotowane do tego celu osoby, a także towarzyszyć mogą wszelkim obrzędom satanistycznym w których składane są ofiary ze zwierząt. Bardzo wiele nawiedzeń to ofiary eksperymentów z eksterioryzacją (wychodzeniem z ciała) i czarnomagicznych praktyk i rytuałów.

Duchy nawiedzające to często istoty pełne nienawiści i złości. Ich celem jest doprowadzenie do totalnego wyniszczenia psychicznego swej ofiary, oraz do samobójstwa, okaleczenia lub wypadku. Same najczęściej są ofiarami jakichś dramatycznych wydarzeń: zabójstwa, samobójstwa, narkotyków. To często byli przestępcy, mordercy, bądź psychopaci. Istoty o niskiej z reguły inteligencji i prymitywnej osobowości. Nie są to żadne diabły, przynajmniej w potocznym tego słowa znaczeniu. Niekiedy, ale niezwykle rzadko można mieć do czynienia z potężnymi egregorami, czyli istotami demonicznymi, będącymi ucieleśnieniem jakiejś silnej energii, stworzonymi na skutek działania czarnomagicznych praktyk, ale ich działanie związane jest z "elitą": nawiedzają tych, którzy świadomie bądź nie, wywołują je do określonych celów, dlatego ofiarami ich bywają zaawansowani w praktykach magicznych, ale o niskiej etyce czarownicy i magowie.

Egzorcyzm zaś to świadome działanie mające za zadanie zmuszenie demona do opuszczenia osoby nawiedzonej. Ale także spowodować ma "unieszkodliwienie" złego ducha, poprzez ukazanie mu jego właściwego miejsca w świecie astralnym, czyli zachęcenie go do oddania się pod działanie istot zwanych strażnikami progu, które zaprowadzić mają go do wyższych obszarów bytowania kosmicznego i wznieść na bardziej świadomy poziom: miłości i pokoju.

W gruncie rzeczy obrona przed nawiedzającymi duchami nie jest aż tak trudna, ale o tym kiedy indziej.

PIOTR GIBASZEWSKI

NAWIEDZONE DOMY

CZYLI POLTERGEISTY



Wśród wszystkich opowieści o duchach szczególnie często powtarzają się historie o domach nawiedzonych przez nadprzyrodzone istoty. Najwięcej nawiedzonych domów znajduje się w Wielkiej Brytanii, być może dlatego, że wielu Brytyjczyków woli rozbudowywać stare domy niż je wyburzać i na ich miejscu stawiać nowe. Dowodzi to teorii która mówi że duchy nawiedzające domy to byli mieszkańcy.

W pewnych domach straszy kilka albo nawet kilkanaście różnych duchów. Często też duchy te zachowują się jak starzy mieszkańcy budowli.

1. Duch z Longleat.

Według legendy w angielskim dworze - Longleat, od dwustu lat straszy duch pięknej i smutnej kobiety. Odwiedzający posiadłość turyści twierdzą że wyczuwają czyjąś obecność (czują nie uzasadniony strach). Najczęściej zdarza się to na korytarzach lub na schodach. Legenda mówi że postać ta to dusza Louisy Carteret, córki lorda Granville. Luisa zmarła w 1736 roku. Mąż Louisy - Lord Weymouth - miał reputację człowieka gwałtownego i zazdrosnego, a ich małżeństwo nie było udane.

Louisa nie znalałwszy szczęścia, zdradziła męża. Pewnego dnia jej mąż wrócił wcześniej do domu i zastał małżonkę z obcym mężczyzną w niedwuznacznej sytuacji. wskutek tego, między Lordem a kochankiem Louisy, wywiązała się walka na śmierć i życie. Zginął kochanek Louisy na skutek śmiertelnej rany. Ciało zabitego zostało w tajemnicy przeniesione do podziemi i zakopane. Wkrótce po opuszczeniu domu przez lorda Weymoutha jego niewierna żona, pogrążona w głębokim smutku, zmarła.

Potwierdzeniem tej legendy jest znalezienie przez robotników instalujących rury centralnego ogrzewania znależli pod kamienną posadzką piwnicy kości ludzkie. Były to szczątki młodego mężczyzny, pochodzącego z początku XVIII w.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwierzaczki Strona Główna » †Straszne Historie† Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
  ::  
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group   ::   template subEarth by Kisioł. Programosy   ::  
Regulamin